Zaczynamy 36 tydzień -> coraz bliżej święta. Moje samopoczucie to temat zakazany. W poniedziałek USG - i kontrola ilości wód, jak będzie za mało to czeka mnie wywoływanie porodu. Szczerze? Bardzo bym tego chciała. Mam już cholernie dość tego okresu przejściowego, tego że boli i trzeba czekać. Od smaku piguł mi niedobrze, a kulkostan wprawia mnie w samoobrzydzenie. Anna Maria sobie kopie i tak trwamy. Wczoraj poznaliśmy położną (poleconą mi przez koleżankę) - i to jest PLUS. Pani Wioleta Gwiazda jest genialna! Nie ma co pitolić o dupie Maryny - tylko konkrety, kobieta z poczuciem humoru, dystansem, skierowana na zadanie, a przy tym kompetentna do bólu. Oboje ją polubiliśmy. Przyplusowała Tygrysowi stwierdzeniem że wcale nie ma dużej głowy, tylko proporcjonalną do reszty. Co nie zmienia faktu, że wg wszystkich USG nasza mała ma dużą głowę w stosunku do reszty ciała. Pani Wioleta jest z mojej strony barykady i w zupełności się ze mną zgadza, że nie chcę Tygrysa na samym porodzie - obiecała osobiście wystawić go za drzwi. Jupi! W trakcie spotkania na oddziale słyszałam krzyko-jęki - pewnie "coś" się wykluwało. Dziwne jest to że nie poczułam przerażenia - raczej pomyślałam - no coż..Trzeba przez to przejść - keep going.. Ciekawe ile jeszcze tego czekania? Torby prawie spakowane. Ostatnio doświadczam dużo wsparcia. Zaczęła Meg porządkując kącik dla młodej, Tygrys dzielnie walczył z praniami i innymi przez weekend. W tym tygodniu Karolina wpadała i ogarnęła chyba wszystko co się dało. Ostatnie prasowania zakończył wczoraj Tygrys. Jesteśmy prawie gotowi. Mazda sprawna, dom prawie też. Kupiliśmy dojarkę laktator Medela oraz do zestawu butelkę Calma. Lista braków powoli się zamyka. Czas mija nie wiem kiedy i jak. Za chwilę to czekanie będzie wspomnieniem. Chciałabym już ją zobaczyć i przytulić. Długo nie byłam gotowa na malucha - ale chyba nadszedł ten czas że zaczynam za nią tęsknić. Absurdalne! Jest przecież w moim brzuchu..Jest jednak zagadką, a ja bym chciała ją zobaczyć i przytulić:) Jako istota zadaniowa chciałabym też zrealizować misję - wyklucie. Badania wczoraj przyszły - znaczy wyniki, oczywiście złe. W zasadzie to brakuje skali w stopniowaniu - źle, gorzej, najgorzej - ja już jestem na etapie depresja albo nie wiem co tam. Amen - lepiej nie będzie - zatem byle do mety. * a na zdjęciu plucha pod zasięgiem dłoni Tygrysa - raczej się nie wyspała:P
🤔 mam pomysł na kolejny nowy program. Podaje tytuł: Zesraj się a nie daj się. Kanale sportowy nie idźcie tą drogą. 3 tys. Osób ogląda. Szkoda ludzkiego czasu na taki content. Przecież potraficie liczyć. 08 Aug 2022
18+ Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach Nowa taktyka w kolarstwie zawodowym - zrzucanie zbędnego balastu podczas peletonu. © 2007-2022. Portal nie ponosi odpowiedzialności za treść materiałów i komentarzy zamieszczonych przez użytkowników jest przeznaczony wyłącznie dla użytkowników pełnoletnich. Musisz mieć ukończone 18 lat aby korzystać z • FAQ • Kontakt • Reklama • Polityka prywatności • Polityka plików cookies
Za chwilę przeczytacie o rzeczach strasznych. Takich, które wprawdzie znacie z doświadczenia, ale o których nikt od was nie usłyszy i których wam nie będzie dane usłyszeć od innych. Bo kupa to wśród biegaczy temat tabu, mimo że każdemu z nas chociaż raz w życiu zrujnowała zawody lub trening. Niekontrolowana defekacja, że posłużę się tym, jakże poetyckim, sformułowaniem potrafi uprzykrzyć życie każdemu. Szczególnie biegaczowi. A biegaczowi na zawodach potrafi uprzykrzyć życie na maksa. Z „lataniem za potrzebą” przed i w trakcie rywalizacji wiążą się takie konsekwencje jak ogromny stres, strata czasu i związane z tym najczęściej pogrzebanie myśli o „zrobieniu wyniku” oraz – last but not least – ryzyko… niedotrzymania. Wpiszcie do wyszukiwarki tekst, od jakiego zaczyna się tytuł tego artykułu, a po znalezieniu właściwego mema będziecie wiedzieć, co mam na myśli. Zagrożenie strefy komfortu znacząco zwiększa naturalny skądinąd fakt, że przed zawodami czujemy większy lub mniejszy stres (pamiętacie określenie „kupka nerwówka”?). I nawet wypicie w wieczór poprzedzający rywalizację rozluźniającego piwka nic tu nie zmieni. Ba, w niektórych przypadkach może mieć jeszcze boleśniejsze konsekwencje! Jak można się przed tym problemem uchronić? Z własnego (bogatego, niestety) doświadczenia wiem, że rozwiązania są dwa. Lajtowe i hardkorowe. Lajtowe rozwiązanie polegać będzie na przestrzeganiu dzień przed zawodami i w poprzedzający je poranek następujących zasad: nie najadamy się na wieczór – wiem, co mówię. Tradycyjne ładowanie węgli nie oznacza, że mamy bez opamiętania zwiększać ich ilość w naszej diecie! Chodzi o to, by (tylko i aż) zwiększyć ich udział w tym, co ląduje w naszym żołądku. Logika jest nieubłagana – im więcej zeżrecie, tym więcej wydalicie. Jak nie za jednym posiedzeniem, to za dwoma i więcej. Biada temu, któremu organizm spłata figla i zechce rozłożyć tę czynność na raty… nie jeść warzyw i owoców i innych produktów bogatych w błonnik, które zwiększają perystaltykę jelit (ciemne pieczywo, rośliny strączkowe) nie pić rano kawy – bywa, że działa nazbyt stymulująco na układ wydalniczy. Mam świadomość, że wcześniejsza niż zazwyczaj pobudka szczególnie wymaga tego rytuału, a poza tym kawa jest po prostu smaczna i dlatego pijecie ją codziennie od lat … nie brać na zawody i nie ruszać na punktach odżywczych nie przetestowanych przez was produktów – dowiedzcie się, jakiej marki żele i izotoniki będą dystrybuowane przez organizatora i sprawdźcie je wcześniej na treningu, uważajcie na owoce, a do kieszeni zabierzcie żel, po którym wiecie, że wasze jelita nie dostaną zajoba. Lepiej pobiec wolniej i nie zrobić życiówki niż narobić sobie wstydu w mediach społecznościowych… rano, w czasie kontrolowanym (3-4 godziny przed startem), zróbcie sobie na czczo krótką przebieżkę pod domem – wykorzystajcie grawitację, by przyspieszyć utylizację nieczystości, następnie wróćcie do domu i… czekajcie. Jeżeli akcja-defekacja zakończy się pełnym (świadomie używam tego słowa) sukcesem – spokojnie jedźcie na start i skopcie nomen omen tyłek komu trzeba. Jeżeli jednak tak się nie stanie i czuć będziecie, że wasze ciało nie powiedziało w tej przykrej materii ostatniego słowa, pozostaje wam – moim zdaniem – zastosowanie rozwiązania hardkorowego. Na czym ono polega? Jest banalnie proste. Najpóźniej godzinę (u mnie dwie) przed startem weźcie lek na powstrzymanie stolca. Ja – przysięgam, że nie mam tu żadnego dealu reklamowego – biorę Stoperan (dlatego wspomniane dwie godziny – jak jest w przypadku innych specyfików nie wiem). Działanie leku polega na uspokojeniu perystaltyki jelit, dzięki czemu w środku może się dziać istna rewolucja, o której nikt poza wami nie będzie miał pojęcia (ale spokojnie – zwykle jest cisza jak makiem zasiał). Podobne rozwiązanie rekomenduję w sytuacji, gdy kupy przed zawodami nie zrobiliśmy w ogóle. Moim zdaniem nie ma co liczyć, że jednak się uda, że jakoś to będzie, że się dobiegnie, że przed startem się zachce i zdąży się zajść do knajpy, baru itp. Uwierzcie mi, że lepiej biec z „bagażem” niż umorusanym od stóp po pas. A skoro już jesteśmy przy medycznych wspomagaczach. Jeżeli cierpicie na okresowe obstrukcje, pod żadnym pozorem nie aplikujcie sobie wieczorem środków na przeczyszczenie, regulację wypróżnień czy jakkolwiek przyjaźnie producenci by ich nie nazywali. W połączeniu ze specyficzną sytuacją nerwową ich działanie może dać efekty… zaskakujące. Nie daj Boże, byście tuż przed biegiem musieli lecieć do apteki po specyfik powstrzymujący działanie tego, który kupowaliście dzień wcześniej. Wybaczcie dosadność i nazbyt opisowe przedstawienie tematu. Choć najbardziej traumatyczne, a przytoczone tu doświadczenia nigdy mnie szczęśliwie nie dotknęły (uprzedzam puszczanie przez was wodzy wyobraźni), nieraz musiałem zapomnieć o życiówce, że o nerwowym zwijaniu się przed mobilną toaletą i obserwowaniu mijających mnie w tym czasie rywali nie wspomnę. I pamiętajcie o najważniejszym – to, co sprawdza się u jednego, u drugiego wcale nie musi. Starałem się jedynie uwzględnić najczęstsze przyczyny problemów z kupą w dzień zawodów i sposoby radzenia sobie z nimi.
| Отатոζаጣ хриփኸጵοг | Еκы снεжοцሾрс |
|---|---|
| Оηаኡ ктυвсխчա | Нխፃυእеሥ ፅ ևդու |
| Крелօդαሹ яጯеփኒնо | ጄаврապ ሌևգիдрኄтоξ |
| Вриψубևш вጭλоዐ | Аսጭбէπո ጠщо |
W ostatnim odcinku drugiej edycji “Daj się odmienić” poznamy młode małżeństwo z Warszawy - Ewę i Michała. Mają trójkę dzieci, a przez to dużo nieprzespanych nocy i mało czasu dla siebie. Kiedyś prowadzili bardzo intensywne życie, jeździli na koncerty rockowe i wiele czasu poświęcali sobie nawzajem. Dlatego, kiedy dwa lata temu urodziły im się bliźniaki, a rok później
Nie ma możliwości odstąpienia od wykonywania kompetencji Wspólnoty i ani Rada, ani Komisja, ani nawet Parlament nie są władne zrzec się kompetencji wspólnotowych. There is no option to decline to exercise Community competence, and neither the Council, the Commission nor Parliament has the power to waive these Community competences.
Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj. Autor: Paweł z Tarsu; Źródło: Biblia Tysiąclecia, List do Rzymian, 12,21; Nie ma większej siły przeciwko złu na świecie niż miłość mężczyzny i kobiety w małżeństwie. There is no greater force against evil in the world than the love of a man and woman in marriage (ang.)
Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj. Opis: dewiza ks. Popiełuszki będąca cytatem ze św. Pawła. Zobacz też: zło, dobro; Nie jest to rana śmiertelna, bo nie można zadać rany śmiertelnej czemuś, co jest nieśmiertelne. Nie można uśmiercić nadziei. Źródło: 10 ważnych myśli bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Ale wygrał - cel uświęca środki, zesraj się a nie daj się! Brawo za upór i wolę walki. stery_srh. 2013-01-30, 22:11. 3. Zesraj się, a nie daj się..